Nie zaczęło się od ciebie – Mark Wolynn

34,50 

Na stanie

Opis

Nie zaczęło się od ciebie. Jak dziedziczona trauma wpływa na to, kim jesteśmy i jak zakończyć ten proces – Mark Wolynn

  • Wymiary:
  • 160×235 mm
  • Liczba stron: 348
  • ISBN:978-83-8252-910-4
  • Wydawnictwo: Czarna Owca

Depresja, zaburzenia lękowe, chroniczny ból, obsesje mogą mieć zupełnie inne podłoże, niż sądziliśmy do tej pory. Ich korzenie mogą sięgać do czasów naszych rodziców, dziadków, a nawet pradziadków. Najnowsze badania dowodzą tego, co wielu badaczy wcześniej przeczuwało – traumatyczne doświadczenia mogą być przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Książka czerpie z badań czołowych ekspertów zajmujących się zagadnieniem zespołu stresu pourazowego, m.in. Rachel Yehudy i Bessera van der Kolka. Nawet jeśli osoba, która doświadczyła traumy od dawna nie żyje albo historia tego doświadczenia została zapomniana lub przemilczana, ślady emocjonalne tego zdarzenia mogą wciąż być żywe. Często są głęboko ukryte, zakodowane w genach i języku i mogą odgrywać dużo większą rolę, niż do tej pory przypuszczano.

***

Mark Wolynn, pionier w badaniach nad dziedziczną traumą, od ponad dwudziestu lat pracuje jako terapeuta.

***

Fragment wstępu:

KSIĄŻKA TA jest owo­cem podróży, która zapro­wa­dziła mnie na koniec świata i z powro­tem do domu, do korzeni, a także dała począ­tek pracy, o jakiej nawet mi się nie śniło, kiedy wyru­sza­łem w drogę. Przez ponad dwa­dzie­ścia lat pra­co­wa­łem z oso­bami cier­pią­cymi na depre­sję, stany lękowe, cho­roby prze­wle­kłe, fobie, obse­sje, PTSD i inne zabu­rze­nia. Czę­sto tra­fiały do mnie osoby pozba­wione nadziei i zawie­dzione tym, że pomimo lat psy­cho­te­ra­pii, przyj­mo­wa­nia leków i innych inter­wen­cji nie udało się im odkryć źró­dła cier­pie­nia, ani go ukoić. Dzięki moim doświad­cze­niom, szko­le­niom i prak­tyce kli­nicz­nej nauczy­łem się, że odpo­wie­dzi należy szu­kać nie tylko w swo­jej wła­snej histo­rii, lecz rów­nież w histo­riach rodzi­ców, dziad­ków, a nawet pradziad­ków. Naj­now­sze bada­nia naukowe, które tra­fiają dziś na pierw­sze strony gazet, także mówią o tym, że efekty traumy mogą być prze­ka­zy­wane z poko­le­nia na poko­le­nie.

Spu­ści­zna ta nazy­wana jest dzie­dzi­czoną traumą rodzinną i poja­wiają się coraz to nowe dowody na ist­nie­nie tego zja­wi­ska. Ból nie zawsze prze­mija lub zmniej­sza się z cza­sem. Nawet jeśli osoba, która doświad­czyła traumy, już nie żyje, a jej histo­rię skry­wają lata mil­cze­nia, w jej potom­kach mogą na­dal żyć wspo­mnie­nia i odczu­cia, które doma­gają się prze­pra­co­wa­nia i uwol­nie­nia.

Książka ta jest syn­tezą obser­wa­cji, które poczy­ni­łem jako dyrek­tor Family Con­stel­la­tion Insti­tute w San Fran­ci­sco oraz naj­now­szych odkryć neu­ro­bio­lo­gii, epi­ge­ne­tyki i badań nad języ­kiem. Jest rów­nież wyni­kiem szko­leń, jakie odby­łem u Berta Hel­lin­gera, uzna­nego nie­miec­kiego psy­cho­te­ra­peuty, który w swoim podej­ściu do pracy tera­peu­tycz­nej z rodziną poka­zuje psy­cho­lo­giczny i fizyczny wpływ dzie­dzi­czo­nej traumy rodzin­nej na następne poko­le­nia.

Istotą mojej pracy jest zakoń­cze­nie cyklu cier­pie­nia powta­rza­ją­cego się w kolej­nych gene­ra­cjach i o tym jest ta książka. Znaczna jej część poświę­cona została roz­po­zna­wa­niu dzie­dzi­czo­nych wzor­ców – lęków, uczuć, zacho­wań – które nie­świa­do­mie prze­ję­li­śmy od swo­ich przod­ków. Dla­czego tak się dzieje? W moim prze­ko­na­niu dla­tego, że histo­ria, która potrze­buje opo­wie­dze­nia, musi zostać opo­wie­dziana. Pozwól­cie, że podzielę się wła­sną.

Nie pla­no­wa­łem stwo­rzyć metody, która pomoże wyjść z lęku i stra­chu. Wszystko zaczęło się dnia, kiedy stra­ci­łem wzrok. Wyda­rzyło się to pod­czas mojego pierw­szego ataku migreny ocznej. Nie dozna­wa­łem fizycz­nego bólu, byłem pogrą­żony w prze­ra­ża­ją­cej czar­nej otchłani, która ode­brała mi wzrok. Mia­łem trzy­dzie­ści cztery lata i poty­ka­łem się w mroku, pró­bu­jąc w swoim biu­rze zna­leźć tele­fon i samymi pal­cami wybrać na nim numer 911. Wkrótce przy­je­chała karetka.

Migrena oczna to gene­ral­nie nic poważ­nego. Pogor­sze­nie wzroku ustę­puje zwy­kle po godzi­nie. Nie zawsze jed­nak masz tego świa­do­mość, kiedy cię spo­tyka. W moim przy­padku migrena oczna była dopiero począt­kiem. W kolej­nych tygo­dniach zaczą­łem tra­cić wzrok w lewym oku. Twa­rze i znaki dro­gowe wkrótce zupeł­nie się roz­ma­zały.

Leka­rze poin­for­mo­wali mnie, że cier­pię na cen­tralną reti­no­pa­tię suro­wiczną, cho­robę, któ­rej nie można wyle­czyć, a jej przy­czyna nie jest znana. Płyn zbiera się pod siat­kówką, a potem zaczyna wycie­kać, powo­du­jąc powsta­wa­nie blizn i roz­ma­zy­wa­nie się obrazu. Zna­la­złem się wśród pię­ciu pro­cent osób, u któ­rych cho­roba przyj­muje postać chro­niczną i które w jej wyniku stracą wzrok. Powie­dziano mi, że cho­roba dotknie obu oczu. Było to tylko kwe­stią czasu.

Leka­rze nie potra­fili mi powie­dzieć ani dla­czego tracę wzrok, ani jak można to zatrzy­mać. Wszystko, czego pró­bo­wa­łem na wła­sną rękę – wita­miny, diety skła­da­jące się z samych soków, masaże medy­cyny alter­na­tyw­nej – zda­wało się tylko pogar­szać sprawę. Byłem zupeł­nie zagu­biony. Mój naj­więk­szy strach wła­śnie się mate­ria­li­zo­wał, a ja nie mogłem nic z tym zro­bić. Nie­wi­domy, pozba­wiony moż­li­wo­ści zatrosz­cze­nia się o sie­bie, zupeł­nie sam, roz­padł­bym się na kawałki. Byłby to dla mnie koniec. Czu­łem, że stracę wolę życia.

Prze­ży­wa­łem ten sce­na­riusz w gło­wie, cią­gle do niego wra­ca­łem. Im wię­cej o nim myśla­łem, tym moc­niej uczu­cie bez­rad­no­ści zako­rze­niało się w moim ciele. Toną­łem w bagnie. Za każ­dym razem, kiedy pró­bo­wa­łem się z niego wydo­być, powra­cały myśli, że będę żył samotny, bez­radny, zruj­no­wany. Nie wie­dzia­łem wtedy, że słowa „samotny”, „bez­radny”, „znisz­czony” są wyra­zami

mojego oso­bi­stego języka lęku. Nie­oswo­jone i nie­okieł­znane roz­pę­dzały się w mojej gło­wie i grze­cho­tały w ciele.

Zasta­na­wia­łem się, jak to się stało, że nada­łem myślom takiej mocy. Inni cier­pieli na trud­no­ści znacz­nie więk­sze niż moje, a jed­nak nie pod­da­wali się im cał­ko­wi­cie. Co takiego było we mnie, że strach zupeł­nie mnie pochło­nął? Dopiero wiele lat póź­niej udało mi się odpo­wie­dzieć na te pyta­nia.

Wtedy potra­fi­łem tylko odejść. Odsze­dłem ze związku, odsze­dłem od rodziny, odsze­dłem z pracy i z mia­sta, porzu­ci­łem wszystko, co zna­łem. Poszu­ki­wa­łem odpo­wie­dzi, któ­rych nie mogłem zna­leźć w świe­cie, w któ­rym żyłem, świe­cie, gdzie wielu ludzi było zagu­bio­nych i nie­szczę­śli­wych. Mia­łem tylko pyta­nia i nie­wiele chęci, żeby dalej żyć życiem, jakie zna­łem. Prze­ka­za­łem swoją firmę (dobrze pro­spe­ru­jącą firmę zaj­mu­jącą się orga­ni­za­cją even­tów) komuś, kogo dopiero co pozna­łem, i wyru­szy­łem na wschód – tak bar­dzo na wschód, jak tylko się dało – aż dotar­łem do Azji Połu­dniowo-Zachod­niej. Poszu­ki­wa­łem uzdro­wie­nia. Nie mia­łem poję­cia, jak będzie wyglą­dało.

Czy­ta­łem książki i uczy­łem się od nauczy­cieli, któ­rzy je napi­sali. Kiedy tylko usły­sza­łem o kimś, kto mógłby mi pomóc, o sta­rej kobie­cie w chatce lub roze­śmia­nym męż­czyź­nie w habi­cie, podą­ża­łem na spo­tka­nie. Dołą­cza­łem do warsz­ta­tów i śpie­wa­łem z guru. Jeden z nich powie­dział nam, że chce, by ota­czali go wyłącz­nie „ci, któ­rzy zna­leźli”. Poszu­ku­jący, powie­dział, będą zawsze tylko poszu­ki­wać.

Chcia­łem być „tym, który zna­lazł”. Codzien­nie godzi­nami medy­to­wa­łem. Odby­wa­łem kil­ku­dniowe gło­dówki. Przy­rzą­dza­łem napary z ziół i wal­czy­łem z tok­sy­nami, które, jak sobie wyobra­ża­łem, zale­gały w moich tkan­kach. Tym­cza­sem mój wzrok cały czas się pogar­szał, a depre­sja pogłę­biała.

Nie zda­wa­łem sobie wtedy sprawy, że kiedy pró­bu­jemy unik­nąć odczu­wa­nia bólu, czę­sto prze­dłu­żamy jego trwa­nie. Jest to świetna recepta na nie­koń­czące się cier­pie­nie. W samym akcie szu­ka­nia jest też coś, co odcina nas od tego, co chcie­li­by­śmy zna­leźć. Cią­głe poszu­ki­wa­nie na zewnątrz unie­moż­li­wia zorien­to­wa­nie się, że war­to­ściowy pro­ces toczy się wewnątrz nas samych, prze­ga­pimy go jed­nak, jeżeli nie skie­ru­jemy uwagi do środka.

„Czego nie chcesz zoba­czyć?” – pona­glali uzdro­wi­ciele, doma­ga­jąc się, żebym spoj­rzał głę­biej. Skąd mogłem wie­dzieć? Byłem pogrą­żony w ciem­no­ści.

Dodatkowe informacje

Stan

Nowy

ISBN

9788381431057

Okładka

miękka ze skrzydełkami

Rok wydania

2020

Tytuł

Głos wnętrza Jak ciało uwalnia się od traumy i odzyskuje zdrowie

Autor

Peter A. Levine

Wydawnictwo

Wydawnictwo Czarna Owca

Liczba stron

384

Numer wydania

2

Szerokość produktu

15.00

Wysokość produktu

22.50

Opinie

Na razie nie ma opinii o produkcie.

Napisz pierwszą opinię o „Nie zaczęło się od ciebie – Mark Wolynn”